rodzinnem życiem, interesując się na pewną odległość kobietą i dzieckiem.
Wiosna nadeszła wcześnie, już w marcu. Pewnego wieczora siedziałem w domu i pisałem, gdy oznajmiono mi mojego przyjaciela a tuż zjawił się i on sam. W świetle lampy dojrzałem tego drobnego, zazwyczaj poważnego człowieka idącego ku mnie z miną filuterną i czemś w ręku, co mi chciał wręczyć.
Była to karta, na której odczytałem dwa nazwiska męskie i kobiece. Zaręczył się więc z nią. Ponieważ właściwie nie było co mówić, odpowiedziałem tylko uściśnieniem, wyrzekłszy jeden jedyny wyraz „chryzantemy“ głosem pytającym. Odpowiedział potwierdzającem skinieniem głowy.
Rzecz wydała mi się zupełnie naturalną i jak gdyby znaną od dawna. To też nie zamieniliśmy słowa w tej kwestyi, lecz porozmawialiśmy nieco o naszej wspólnej pracy, poczem rozstaliśmy się.
Nie dręczyła mnie ciekawość, gdyż sam potrafiłbym sobie odpowiedzieć na wszystkie pytania, których nie stawiałem. Jak się poznali? W zwyczajny sposób, naturalnie! Kim ona? Jego kochanką. Kiedy zamierzają odbyć ślub? Zapewne w lecie.
Co mnie to zresztą obchodzi? Niebezpieczeństwo dla mnie tkwiło w tem, że ona spowoduje przerwę w naszej pracy, co uznawałem za zupełnie
Strona:PL Strindberg - Samotność.djvu/109
Ta strona została uwierzytelniona.