winnej istotce. I zdało mi się, że on posiada pewną rękojmię w jej już rozwiniętem uczuciu macierzyńskiem.
Chwilami zapominali o dziecku a patrzyli na siebie z owym niedającym się określić wyrazem uszczęśliwienia, który zjawia się u ludzi, gdy dwoje samotników spotka się i nabierze pewności, że odtąd wspólnie zmogą samotność. Zresztą zdawali się nie myśleć o przeszłości ani o przyszłości lecz żyli chwilą obecną, rozkoszą przebywania blizko siebie. „Siedzieć przy stole, patrzeć na siebie, póki życie będzie trwało!“
Rad, że doszedłem do tego, iż mogę się cieszyć szczęściem innych bez śladu zazdrości, tęsknoty lub wmówionych obaw, odszedłem z miejsca, które było świadkiem moich męczarni młodzieńczych i powróciłem do samotności, do pracy, do walki.