I tak też było: każdy z nas z upływem lat podłożył inne znaczenie pod wyrazy, nadał dawnym myślom nową wartość a przytem nikt nie chciał wypowiedzieć swojego najwenętrzniejszego przekonania, które pozostało tajemnicą, ani wyjawić myśli o przeczuwanej przyszłości strzeżonych zazdrośnie.
Co noc, ilekroć wracałem do domu z takiego zebrania, czułem całą nicość tych rozpraw, gdzie właściwie każdy chce słyszeć swój własny głos i innym narzucić swoje poglądy. Mózg mój był jak gdyby rozdarty, lub jak gdyby kto korzenie z niego wyrwał i obsiał chwastem, który należało wypleć, zanim się przyjmie. A gdy wracałem do siebie, w milczeniu i samotności odnajdywałem samego siebie, owijałem się znów w swoją własną duchową atmosferę, w której mi było dobrze, jak w sukniach dobrze leżących a po chwilowem, cichem rozmyślaniu zapadałem w senną nirwanę, wolny od życzeń, pragnień i pożądań.
Z czasem zaprzestałem wizyt kawiarnianych, ćwiczyłem się w przebywaniu w samotności, znowu ulegałem pokusie ale za każdym razem odsuwałem się bardziej uleczony, aż w końcu odczuwałem prawdziwą rozkosz ciszy, wsłuchując się w nowe głosy, które się wtedy rozpoczynały odzywać.
Strona:PL Strindberg - Samotność.djvu/17
Ta strona została uwierzytelniona.