gą stronę jakaś niewidzialna łódź. Samotny człowiek na tle nieba, jego krowa jedyna, jego spojrzenie pełne rozpaczy... i oto miałem scenę.
W tym samym pokoju znajduje się też mnóstwo drobiazgów, które znaleść można tylko w kółku rodzinnem a które mają woń wspomnień, ponieważ nie kupiono ich lecz sporządziły je przyjazne dłonie a więc: antimacassary, szydełkowe serwetki, etażerki ze szklanemi i porcelanowemi drobiazgami. Tchną one przyjaźnią, wdzięcznością, może nawet i miłością; po upływie kilku dni nieledwie czuję się swojsko w tych pokojach. Wszystko to, co należało do kogoś innego, odziedziczyłem po nieboszczczyku, którego nigdy nie znałem.
Moja gospodyni, spostrzegłszy od pierwszej chwili, że nie należę do gadatliwych, okazała się pełną taktu i dobrego wychowania a przestrzegała tylko, aby pokoje były posprzątane, zanim wrócę z rannej przechadzki. Witaliśmy się tylko uprzejmym ukłonem, który wyrażał wszystko, co kto chciał.
— Jak się pani miewa?
— Dziękuję, dobrze, a pan?
— Wyśmienicie! — Bardzo mnie to cieszy!
Po upływie tygodnia nie mogła przemódz na sobie, aby się nie spytać, czy nie potrzebuję czego: wystarczy tylko wyrazić życzenie...
— Nie, dobra pani, nic sobie nie życzę; jestem zupełnie zadowolony.
Strona:PL Strindberg - Samotność.djvu/20
Ta strona została uwierzytelniona.