Strona:PL Strindberg - Samotność.djvu/27

Ta strona została uwierzytelniona.

na jawie — nie wszystkich. Leży naprzykład dużo świstków papieru na ulicy, ale nie wszystkie świstki ściągają na się moją uwagę. Gdy się to jednak stanie, biorę taki skrawek pod bliższą obserwacyę a gdy na nim znajdę wydrukowane lub napisane coś, co może mieć pewną styczność z tem, o czem najczęściej myślę, uważam to za objaw mojej najwewnętrzniejszej, niewyrażonej myśli a w tym względzie mam przecie słuszność, gdyż jeżeli by nie istniał most między mojem wnętrzem a tą zewnętrzną rzeczą, nigdy nienastąpiłoby to skojarzenie. Ja nie wierzę, aby ktoś specyalnie dla mnie rozrzucał jakieś skrawki papieru po ulicy, ale istnieją ludzie którzy w to wierzą — myśl to przecież niemal najbliższa dla tych, którzy wierzą tylko w czyny i oddziaływanie ludzkie.
Nazywam swoją staruszkę tajemniczą, gdyż nie umiem wyjaśnić, dlaczego właśnie zjawia się zawsze wtedy, gdy trzeba. Wygląda ona jak przekupki z czasów mojej młodości, jak jedna z kobiet, siedzących za straganem przy ulicy i sprzedających pączki. Suknie jej przypominają popiół ale są całe i czyste. Nie wie kim jestem, ale nazywa mnie „panem patronem“ może dlatego, że byłem otyły przed trzema laty, gdy się zawiązała nasza znajomość. Jej wdzięczność i dobze życzenia towarzyszą mi kawał drogi a tak miło mi słuchać dobrych, łagodnych słów błogosławieństwa, które brzmią zgoła inaczej niż twarde przekleństwo i zdaje mi się, że cały dzień potem mam dobry.