siebie i mogłem stworzyć syntezę wszystkich dotąd nierozwiązanych antytez mego życia. A patrząc na ludzi przez jego szkła, nauczyłem się patrzeć na życie obu oczyma, przedtem zaś przez monokl widziałem tylko jednem okiem. On, ten wielki czarodziej użyczył mi nietylko mądrej rezygnacyi, poddania się losowi czy też Opatrzności, co chroniło mnie od bólu w najstraszniejszych ciosach, ale podstępnie narzucił mi pewnego rodzaju religię, którą możnaby nazwać bezwyznaniowym chrześcianizmem. W wędrówce mojej, prowadzony przez Balzaca po jego ludzkiej komedyi, w której poznałem cztery tysiące ludzi (pewien Niemiec zliczył) zdało mi się, jakobym żył innem życiem, większem i bogatszem, niż moje własne, tak że w końcu miałem wrażenie, jak gdybym żył dwoma życiami. Opuściwszy jego świat, inaczej patrzałem na swój własny a po licznych upadkach i przewrotach, w końcu zatrzymałem się na pewnego rodzaju pogodzeniu się z cierpieniem, a jednocześnie odkryłem, że smutek i ból niejako spalają duszy śmiecie, wydelikacają instynkty i uczucia, duszy zaś uwolnionej od udręczonego ciała użyczają większej swobody. Od tej chwili przyjmowałem gorzką czarę życia jako lekarstwo i poczytywałem sobie za obowiązek znosić wszystko, z wyjątkiem poniżenia i niewoli.
Ale jednocześnie samotność czyni człowieka tkliwszym a kiedy dawniej przeciw cierpieniu zbroiłem się w brutalność, stałem się obecnie wrażliwy na ból bliźnich, stałem się niejako ofiarą uczuć
Strona:PL Strindberg - Samotność.djvu/41
Ta strona została uwierzytelniona.