zewnętrznych — a nigdy złych. Te ostatnie mnie tylko odstraszają i sprawiają, że usuwam się od świata coraz bardziej. Wtedy szukam na przechadzki miejsc jaknajustronniejszych, gdzie spotykam tylko niższe warstwy społeczne, które mnie nie znają. Mam specyalną drogę którą nazywam via dolorosa a którą chodzę w chwilach smutku większego niż zwykle. Jestto najdalszy kraniec miasta od północy, aleja z szeregiem domów po jednej stronie a lasem po drugiej. Ale chcąc się tam dostać, muszę przejść małą przecznicę, która mnie szczególniej pociąga, chociaż nie umiem właściwie powiedzieć dla czego. Wązką ulicę przycienia wieża dużego kościoła — nie on jednak jest ową atrakcyą, gdyż do kościoła nigdy nie chodzę bo... — prawda, sam nie wiem dla czego! Niżej, na prawo, znajduje się biuro, gdzie raz, bardzo dawno temu, zamawiałem zapowiedzi. W górnej zaś części, na północy stoi kamienica, w miejscu, gdzie ulica przechodzi w szczere pole. Jest ona duża, niby pałac, leży na najwyższem wzniesieniu i ma widok na morze. Przez wiele lat myśli moje zajmowały się tym domem. Pragnąłem mieszkać w nim, wmówiłem sobie, że mieszka tam ktoś, kto miał wpływ na moje losy a może i posiada go jeszcze. Z mojego mieszkania mogę dojrzeć tę kamienicę, to też wpatruję się w nią codziennie, kiedy ją słońce oblewa, lub gdy w niej zapalą światła wieczorem. Przechodząc koło niej, doznaję uczucia jakiejś tkliwości i nie mogę się pozbyć
Strona:PL Strindberg - Samotność.djvu/42
Ta strona została uwierzytelniona.