mojem, w przeciwstawieniu do mojego własnego życia, które rozpoczyna się tam, nad morzem.
Róg górny przytykający do pola tytoniowego jest moim postrachem ale czasami dziwnie mnie pociąga, jak wszystko przykre. Zdaje mi się, jakobym patrzał na związane dzikie zwierzęta, które nie mogą się do mnie zbliżyć. A rozkosz, której doświadczam, obracając się plecami do tego wszystkiego jest tak intensywną, że niekiedy pozwalam sobie na nią. W sekundzie zrzucam z siebie lat trzydzieści trzy i rad jestem, że doszedłem tu, gdzie się obecnie znajduję. W dzieciństwie marzyłem o tem, aby „być starym“. Teraz wierzę, iż wtedy miałem przeczucie tego, co mnie miało spotkać a co obecnie uważam za nieuniknione i z góry przeznaczone. Moje życie nie mogło być innem. Gdy Minerwa i Wenus zjawiły mi się u rozstajnych dróg mego życia, nie zdało się na nic wybierać... szedłem za obiema, jak czyniliśmy wszyscy i jak może powinniśmy byli czynić.
Idąc w kierunku słońca, dostaję się wkrótce do lasu świerkowego, na lewo. Tu, pamiętam, chodziłem przed dwudziestu laty i patrzałem na miasto pod sobą, w dole. Wtedy nie miałem spokoju, ścigała mnie ogólna nienawiść, ponieważ sprofanowałem misterye, podobnie jak Alcybiades i potłukłem posągi bogów. Pamiętam, jaki się czułem osamotniony, wiedziałem bowiem, że nie mam ani jednego przyjaciela lecz całe to miasto niby armia cała jest
Strona:PL Strindberg - Samotność.djvu/45
Ta strona została uwierzytelniona.