krępować żadnem wyznaniem. Dla tego innym razem biorę w rękę starą luterańską księgę, gdzie na każdy dzień w roku przeznaczony jest odpowiedni ustęp. Księgi tej używam jako bicza. Napisana ona jest w siedemnastym wieku, gdy ludziom źle się działo na ziemi; to też jest surowa, okrutna, zaleca cierpienie jako dobrodziejstwo i dar łaski. Bardzo rzadko trafi się łagodne słowo; ona może człowieka przywieźć do rozpaczy, dla tego też walczę z nią. — Tak nie jest — mówię w duchu — to tylko wystawianie na próbę własnych sił. Katolicyzm nauczył mnie, że kusiciel występuje w najgorszej swojej roli, gdy chce ludzi przywieść do rozpaczy i odebrać im nadzieję. A nadzieja jest cnotą katolika, gdyż przypisywać Bogu samo dobro — to jądro religii; przypisywać Bogu zło — to szatanizm.
Niekiedy biorę w rękę dziwną książkę z czasów oświecenia w osiemnastem stuleciu. Jest ona anonimową; nie umiem powiedzieć czy napisał ją katolik, luteranin lub kalwin, gdyż zawiera ogólno-chrześciańską mądrość życiową człowieka, który znał świat i ludzi a który zarazem był uczonym i poetą. On powiada mi w ogólnych zarysach to właśnie, co tego dnia i w tej chwili jest mi niezbędne. Jest on, co ja nazywam „rozsądnym chłopem“, który umie patrzeć i rozdziela dobro i zło w stosownej mierze. Przypomina mi on cokolwiek Jakóba Böhme, który twierdzi, że wszystko zawiera jednocześnie „tak“ i „nie“.
Strona:PL Strindberg - Samotność.djvu/52
Ta strona została uwierzytelniona.