cam się za siebie, do wspomnień, których mogę użyć jako podwalin do budowy. Niema rzeczy, w którą nie mógłbym ich zamienić; jedno wspomnienie może być użyte do wszystkiego możliwego w budowli fantastycznej, może odwracać się rozmaicie zabarwionemi stronami a ponieważ liczba zestawień może być nieskończona, gra ta sprawia mi wrażenie nieskończoności.
Nie tęsknię do wsi ale niekiedy wydaje mi się jakobym zaniedbał obowiązek, nie bywając w lesie i nie kąpiąc się w morzu. A przytem czuję jak gdyby dziwny jakiś wstyd, że pozostałem w mieście, gdyż wyjazd letni uważa się za przywilej tej klasy społecznej, do której mnie zaliczają — sam bowiem uważam siebie za stojącego po za społeczeństwem. Czuję się przytem trochę smutnym i opuszczonym, wiedząc, że wszyscy moi przyjaciele wyjechali z miasta. Nie odwiedzałem ich wcale, co prawda, gdy w niem byli, ale wiedziałem że są; mogłem ich sobie wyobrazić w pewnej ulicy, teraz straciłem ich ślad.
Siedząc przy biurku, mogę poprzez firanki widzieć zatokę morza Bałtyckiego, po drugiej stronie wybrzeże z ciemno-szaremi, okrągłemi skałami a nizko, tuż nad powierzchnią wody biały brzeg, nad skałami zaś czarny bór sosnowy. Czasami budzi się we mnie tęsknota do tego wszystkiego. A wtedy biorę lunetę i nie ruszając się z miejsca, znajduję się tam. Chodzę po kamykach nadbrzeżnych, gdzie w pośród czysto spłukanych żerdzi płotu, kępek ło-
Strona:PL Strindberg - Samotność.djvu/67
Ta strona została uwierzytelniona.