Wtem, pewnego wieczora ujrzałem małą łódkę, nadpływającą z prawej strony lunety. W łódeczce siedziała dziesięcioletnia dziewczynka w jasnej sukience i czerwonej, tennisowej czapce. W pierwszej chwili mimo woli zapytałem.
— Czegóż ty tu chcesz? Ale niestosowność podobnego pytania ujawniła mi się zaraz.
Dziewczynka przybiła do brzegu, przyciągnęła łódkę, poczem weszła w nią napowrót i wyniosła coś, co błyszczało w jednym jej rogu. Ciekawy byłem co to za przedmiot, ale nie mogłem sobie zdać sprawy dokładnie. Wysunąłem trochę lunetę i dojrzałem, że była to mała, lekka siekierka... Siekiera w ręku dziecka! Dwóch tych pojęć nie mogłem na razie pogodzić z sobą, dlatego działały na mnie tajemniczo, niemal strasznie. Dziewczynka przeszła najpierw wzdłuż brzegu, szukając czegoś, jak zwykło się szukać, gdy się idzie brzegiem... szuka się czegoś niespodziewanego, ma się nadzieję, że niezbadane morze wyrzuciło coś z siebie. — Teraz będzie puszczała kaczki — powiedziałem w duchu — dzieci nie mogą patrzeć na wodę i kamienie i powstrzymać się od puszczania kaczek. Dlaczego? Ha! i tu zapewne tkwią jakieś przyczyny... Naturalnie! zabrała się do puszczania kaczek. Potem poczęła piąć się na skałę. — Teraz będzie z pewnością jadła słodziuszkę, boć przecież jest ze Sztokholmu i uczęszczała do gminnej szkoły. Dzieci wiejskie nie jadają słodziuszki, którą miejskie na-
Strona:PL Strindberg - Samotność.djvu/69
Ta strona została uwierzytelniona.