we mnie zdrowy gniew, pozostawił po sobie próżnię. Śpiew umilkł — nie słyszę już Beethovena. I telefon przestał dzwonić a gdy idę po schodach, słyszę, jak kroki moje odbijają się w pustych pokojach. Niedzielna cisza panuje przez cały tydzień, natomiast poczyna mi dziwnie dzwonić w uszach. Myśli moje własne zdają mi się być wymówionemi słowami; mam wrażenie, jak gdybym pozostawał w telepatycznym związku z nieobecnymi krewnymi, przyjaciółmi i wrogami; wiodę długie, poważne rozmowy z nimi wszystkimi — albo powtarzam dawne rozumowania, które wypowiadałem w towarzystwach lub po kawiarniach; zwalczam ich zdania, bronię swojego sądu, jestem znacznie wymowniejszy niż w obec słuchaczów. W ten sposób, życie zda mi się bogatsze i łatwiejsze; nie dokucza mi tak dalece, nie męczy mnie i nie rozgorycza.
Niekiedy przeciąga się taki stan, póki nie znajdę się w sporze z całym narodem; czuję, jak odczytują moje ostatnie dzieło, które jeszcze znajduje się w rękopisie; słyszę, jak zwalczają mnie dalecy i blizcy; wiem, że ja mam słuszność, nie mogę tylko pojąć, że inni tego nie chcą zrozumieć. Ogłaszam świeżo odkryty fakt, zaprzeczają mu lub krytykują moje źródło, podają w wątpliwość autorytet, chociaż się sami na niego powołują. Wciąż czuję naokół siebie niechęć, wrogie usposobienie, walkę. Wrogami jesteśmy widocznie wszyscy a tylko wtedy zaprzyjaźniamy się, gdy mamy wspólnie walczyć. Chyba już tak musi być!
Strona:PL Strindberg - Samotność.djvu/72
Ta strona została uwierzytelniona.