Gdyśmy wjechali w Djurgärden, spotkała się ta fala z drugą, dążącą w przeciwnym kierunku; fale te przeszły obok siebie, nie widząc się wzajem, nie krytykując swoich tualet i twarzy, gdyż dobrze wiedzieli, że wszyscy wyglądają jednakowo — ale na mnie patrzyli wszyscy. Teraz, jadąc w pośród dwóch szeregów, zmuszony byłem patrzeć na jednę z dwóch stron i przykro mi się zrobiło, czułem się opuszczony; tęskniłem do widoku jakiejś znajomej twarzy, zdawało mi się, że uspokoiłoby mnie przyjazne lub chociażby znajome spojrzenie ludzkie, ale nie spotkałem nikogo.
Gdyśmy przejeżdżali koło Hasselbakken, myślą znalazłem się wewnątrz, w ogrodzie: tam z największą pewnością siedzi ten lub ów z moich znajomych.
Zbliżaliśmy się ku błoniom i nagle przemknęło mi przez głowę, że właśnie tu muszę spotkać tego człowieka, muszę. — Dlaczego? — nie potrafiłbym powiedzieć, ale łączyło się to ze straszną tragedyą z mojej młodości, która zgubiła całą rodzinę a czego skutki odczuły nawet dzieci. W jaki sposób skojarzyła się u mnie ta tragedya z błońmi Djurgärdenu, nie umiem stanowczo określić ale przypisuję to skojarzenie myślowe widokowi katarynki z obrazami, które przedstawiały morderstwo wśród strasznych okoliczności, gdzie zamordowany był niewinny, lecz pozory przemawiały przeciw niemu...
Nie omyliło mnie przeczucie! Ten sam człowiek a raczej syn jego, obecnie siwiuteńki, poważnie
Strona:PL Strindberg - Samotność.djvu/76
Ta strona została uwierzytelniona.