Moje towarzystwo ogranicza się obecnie do bezosobistych stosunków a mianowicie: do książek Balzaca, którego pięćdziesiąt tomów były moją lekturą ostatnich lat dziesięciu. Stał się on moim najlepszym przyjacielem, którym się nigdy nie znudzę. Balzac właściwie nie stworzył nic, co możnaby nazwać dziełem sztuki w dzisiejszem tego wyrazu znaczeniu; — dziś mięsza się sztukę z literaturą. U niego nic niema sztucznego, nigdy nie widać kompozycyi, nigdy nie zwracałem uwagi na styl jego. On nie igra wyrazami, nie paraduje bez potrzeby obrazami, które właściwie należą do poezyi; ma zaś tak wyrobione poczucie formy, że treść posiada zawsze pożądaną jasność. Gardzi on wszelkiemi upiększeniami i działa wprost, bezpośrednio jak narrator w towarzystwie, który jużto opowiada o jakiemś zdarzeniu, już wprowadza osoby mówiące albo komentuje i objaśnia. A wszystko dla niego jest historyą, historyą współczesności; każda, nawet najmniej wybitna osoba ukazuje się w świetle jego współczesności, tu się rodzi i tu przebywa okres rozwoju pod taką a taką formą rządu — co rozszerza widokrąg i nadaje tło każdej poszczególnej postaci. Gdy rozważam wszystkie te gmatwaniny, które współcześni popisali o Balzacu — zdumiewam się. Tego wierzącego, dobrodusznego, toleranckiego człowieka nazywano w podręcznikach szkolnych, z moich studenckich czasów niemiłosiernym fizyologiem, materyalistą, i t. p. Jeszcze bardziej paradoksalnem jest to, że fizyolog Zola wielbił w Balzacu swe-
Strona:PL Strindberg - Samotność.djvu/89
Ta strona została uwierzytelniona.