go nauczyciela i mistrza. Kto to zdoła pojąć? Tak samo ma się rzecz z drugim moim literackim przyjacielem, Goethem, którego w ostatnich czasach używano do wszystkiego możliwego, zwłaszcza do najniedorzeczniejszego wygrzebania pogaństwa. Goethe przechodzi w swojem życiu kilka stadyów; przez Rousseau’a, Kanta, Schellinga, Spinozę dochodzi do własnego poglądu, który możnaby nazwać poglądem filozofa oświecenia. On rozwiązał wszystkie kwestye; wszystko jest tak proste i jasne, że dziecko może zrozumieć. Ale nadchodzi okres, kiedy panteistyczne określenie tego, co się określić nieda, nie wystarcza poecie. Wszystko wydaje się temu siedemdziesięcioletniemu starcowi takie szczególne, nadzwyczajne, niepojęte. Wtedy to występuje naprzód mistyk posługujący się nawet Swedenborgiem.
Ale wszystko napróżno; w drugiej części Fausta uchyla czoła przed Wszechmocnym, godzi się z życiem, staje się filantropem, na pół socyalistą a w jego apoteozie figurują wszystkie obrzędy katolickiego kościoła, odnoszące się do ostatnich chwil człowieka.
Faust części pierwszej, który z walki z Bogiem wychodzi jako zwycięzki Saul, staje się w drugiej części pokonanym Pawłem. To jest mój Goethe! A chociaż każdy może w nim znaleść swojego, nie rozumiem, gdzie kto może u niego znaleść poganizm — chyba w kilku swawolnych piosenkach, w których godzi w księży albo może w Przumeteuso, gdzie
Strona:PL Strindberg - Samotność.djvu/90
Ta strona została uwierzytelniona.