Tęsknię do ludzi lecz w samotności skóra mi tak wydelikatniała, jak gdyby dusza moja była bez osłony i tak mnie zepsuło rządzenie się własnemi myślami i uczuciami, że trudno mi znieść zetknięcie się z innym człowiekiem; każdy obcy, który się do mnie zbliża, działa przygniatająco swoją duchową atmosferą, niejako wciskającą się w moją.
Pewnego wieczora weszła służąca z biletem wizytowym w chwili, gdy stęskniony byłem za towarzystwem i gotów byłem przyjąć kogobądź, nawet osobę najmniej sympatyczną. Ucieszyłem się spostrzegłszy bilet, lecz gdy przeczytałem nazwisko, radość moja przybladła — nazwisko było mi zgoła obce. — Mniejsza, o to — powiedziałem sobie — w każdym razie jakaś istota żywa! Prosić!
Po małej chwili wszedł młody jakiś człowiek, bardzo blady, nieokreślonej powierzchowności tak, że nie mogłem ocenić do jakiej klasy społecznej może należeć, tem bardziej, że suknie jego nie były widocznie robione na jego miarę. Ale widać w nim było pewność siebie, zachowywał się wyczekująco. Powiedziawszy mi kilka grzeczności, które mnie pozostawiły zimnym, przeszedł do właściwej sprawy i prosił o pomoc pieniężną. Odpowiedziałem mu, że nie lubię wspomagać ludzi zgoła mi nieznanych, bo niejednokrotnie pomoc moja okazała się nieodpowiednio zastosowaną. W tej chwili dojrzałem na jego czole, nad lewem okiem czerwoną bliznę, która nabiegła krwią. Ta okoliczność wpłynęła
Strona:PL Strindberg - Samotność.djvu/93
Ta strona została uwierzytelniona.