Sprawa była jak się okazało, drażliwą; spodziewał się widocznie usłyszeć mój sąd w tym względzie ale nie miałem ochoty wyjawiać go, odezwałem się tylko:
— Czyż możliwe, aby w naszych postępowych czasach nie mógł znaleść zajęcia człowiek, który był karany...?
Ostatnie wyrazy ugrzęzły mi w gardle pod działaniem jego spojrzenia gniewnego.
Chcąc sytuacyę ratować zaproponowałem mu, aby przeniósł się do ludowego pisma, którego redaktor, o ile wiem, jest wyższy ponad przesąd, że osoba karana nigdy nie może się pojednać ze społeczeństwem.
Gdy usłyszał tytuł dziennika, skrzywił się pogardliwie i rzekł:
— Z tym dziennikiem walczę.
Wydało mi się to w wysokim stopniu dziwaczne, przypuszczałem bowiem, że w obecnem swojem położeniu będzie korzystał z jedynej sposobności zrehabilitowania się. Rzecz zdawała mi się niejasną a że nie lubię czasu tracić na objaśnienia, zmieniłem znów kierunek rozmowy, wiedziony czysto ludzkiem uczuciem skorzystania z wzajemnej wymiany usług. Zapytałem więc możliwie najswobodniejszym, pozbawionym wszelkiej aluzyi tonem zwykłej towarzyskiej rozmowy.
— Opowiedzże mi pan, czyż tak źle jest w więzieniu? Na czem polega właściwa kara?
Strona:PL Strindberg - Samotność.djvu/95
Ta strona została uwierzytelniona.