— Wolę go nie wymieniać, skoro się pan nie domyśla, o kim mówię. Napisał on i wydał swoje uwagi nad więzieniem, nie usiłując zgoła bronić swego czynu i dlatego odzyskał zarówno stanowisko swoje jak przyjaciół.
To widocznie sprawiło na nim wrażenie ciosu, mimo, że powiedziane było z intencyą poklepania go po ramieniu, gdyż wstał, co i ja też uczyniłem, bo nie mieliśmy już o czem mówić. Pożegnał się jak prawdziwy gentelman, ale gdy spojrzałem na jego plecy, obwisłe ramiona i powłóczysty chód, przeląkłem się niemal o niego; należał on bowiem widocznie do tej grupy ludzi, którzy zdają się być złożeni z dwóch, nieprzystających do siebie części.
Kiedy odszedł, błysnęła mi w głowie myśl: A nuż to wszystko kłamstwo!
Rzuciwszy okiem na jego bilet wizytowy, na którym dopisał swój adres, dostrzegłem z najwyższem zdumieniem podobieństwo pisma jego do pisma w pewnym anonimowym liście. Wyciągnąłem szufladę, w której przechowuję wszystkie listy i zabrałem się do szukania. Nie powinno się tego czynić — szukałem jego listu a spiętrzył się przedemną cały stos innych i otrzymałem tyle ukłóć, ilu było piszących owe listy.
Przeszukawszy napróżno trzykrotnie, chociaż wiedziałem, że muszę go mieć, dałem spokój ze stanowczem postanowieniem: Nie badaj jego życia. Dawaj bez zastanowienia — dlaczego? sam wiesz najlepiej.
Strona:PL Strindberg - Samotność.djvu/98
Ta strona została uwierzytelniona.