Strona:PL Stroiciel by K Szaniawska from Kalendarz Lubelski Y1895 p13.png

Ta strona została skorygowana.

Ze starym Reichem nie robiło się takich ceregielów: przyjeżdżał najczęściej gdy uważał że czas przyjechać, a jeśli nawet w domu nikogo nie zastał, zrobił swoje i puszczał się w dalszą drogę.
Pieniądze odsyłano mu później do miasteczka.
Eh! potrzeba też było umierać tak nie w porę!
Stara panna tymczasem układała bukiety, a gdy ukończywszy ostatni, miała już werendę opuścić, zjawił się kucharz z ogromnym tortem, dumny ze swego dzieła.
— Niech teraz panienka ubierze — prosił całując ją w rękę — a wszyscy się przekonają, że na okolicę niema nic podobnego. Dopiero też poznają co my umiemy.
Uśmiechnięta pobłażliwie panna Flora przychyliła się do prośby kucharza, nie tracąc też czasu, zaczęła układać parodje wieńca z konfitur. Walenty podziwiał przez chwilę jej gust niezrównaną szybkość orjentowania się w wyborze materyału. Nie pierwszy to raz panienka uzupełniała jego arcydzieło, wprowadzając biedaka w zachwyt, który wyrażał energicznie na swój sposób.
— To ci pięknie, to ci ślicznie! Niech mnie djabli porwą, takbym nie potrafił.
I śpieszył do kuchni dzielić się wrażeniami z każdym, kto miał czas i uszy do słuchania jego wykrzykników.
Ułożywszy wspaniały wieniec, panna Flora wykończała go teraz w szczegółach delikatnie i subtelnie. Z saloniku dochodziły tutaj gnębiące jednostajnością dźwięki pojedyńczych tonów, czasem zabrzmiał akord, albo brzęknęła struna.
Nowy „stroiciel“ pracował.
Uderzając kilkakrotnie w jeden i ten sam klawisz, z pedałem lub bez pedału, ledwie do następnego przeszedł, znowu powracał, przykręcał struny, odszrubowywał i kręcił za chwilę, wytrwały, nieznużony monotonją zajęcia.
Nagle, z tego szmeru kropel padających miarowo a zdolnych naruszyć równowagę nerwów któreby miały nawet hartowność stali, wypłynęła melodja rozpaczliwie smutna, drżąca skargą namiętną.
Panna Flora drgnęła, jakby ją kto uderzył. Ręce, uzbrojone szpileczką i zajęte wybieraniem konfitur, opuściła na kolana,