Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/100

Ta strona została skorygowana.
ROZDZIAŁ XIII.
BURMISTRZ.

Żołnierz był coraz niespokojniejszy, lubo był pewny, że koń jego dobrowolnie do szopy nie poszedł, i lubo przypisywał ten nieszczęsny przypadek złośliwości pogromcy zwierząt. Napróżno usiłował odgadnąć przyczynę zawziętości tego niegodziwca, i przemyśliwał z bojaźnią, aby jego sprawa, jakkolwiek słuszna, nie zależała od dobrego lub złego humoru sędziego przebudzonego ze snu, a który, na zasadzie zwodniczych pozorów, mógł wydać zgubny wyrok.
Postanowiwszy jak najdłużej ukrywać przed sierotami nowy cios, który go spotkał, już miał otworzyć ich izdebkę, gdy wtem potrącił Ponurego, gdyż pies przybiegł na swoje stanowisko, po bezskutecznym oporze przeciw Morokowi uprowadzającemu Jowialnego.
— Dobrze, że tu jest pies, biedne dzieci przynajmniej były strzeżone, — rzekł żołnierz otwierając drzwi: lecz jakież było jego zdziwienie, gdy ujrzał izdebkę pogrążoną w ciemności..
— Dzieci... zawołał, — dlaczegóż to nie macie światła?
Nie odpowiedziano mu.
Przerażony bieży poomacku do łóżka, bierze jednę sierotę za rękę: zimna!
— Róziu!... dzieci! — woła przerażony, — Blanko! odpowiedzcież mi... Przerażacie mnie...