Osobą, przed którą Nini-Moulin zatrzymał się z tak wielkiem zdziwieniem, była Bachantka.
Zadyszana, zbladła, z rozczochranemi włosami na głowie, z zapadłemi policzkami, odziana prawie w same łachmany, owa świetna i ucieszna bohaterka tylu hucznych zabaw, zmieniła się okrutnie. Nędza, zmartwienie, zniszczyły owe niegdyś tak piękne lica. Wszedłszy do sali, Cefiza zatrzymała się; ponurym, niespokojnym wzrokiem usiłowała przejrzeć nawpół ciemną salę, aby znaleźć tego, którego szukała... Nagle młoda dziewczyna zadrżała i krzyknęła... Po drugiej stronie, na przeciwnym końcu długiego stołu, przy słabem świetle ponczu spostrzegła Jakóba, którego Morok i drugi biesiadnik ledwo mogli utrzymać, rzucającego się w konwulsjach. Na ten widok Cefiza, w pierwszym przestrachu, wiedziona przywiązaniem, zrobiła to samo, co niegdyś tyle razy czyniła w szale uciechy i wesołości. Zręczna, szybka, zamiast tracić czas na długie wokoło okrążenie, wskoczyła na stół, przebiegła lekko między butelkami i talerzami, i była już przy Jakóbie.
— Jakóbie! — zawołała, nie spostrzegłszy jeszcze pogromcy zwierząt i rzuciwszy się na szyję swego kochanka — Jakóbie! to ja jestem... to ja, Cefiza.
Ten głos, tak mu znany, ten krzyk przeraźliwy, ser-
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/1019
Ta strona została skorygowana.
II.
WSPOMNIENIA.