Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/1020

Ta strona została skorygowana.

deczny, zdawało się, że Jakób ocknął się; machinalnie obrócił głowę ku Bachantce, nie mogąc otworzyć oczu, i westchnął głęboko; wkrótce zesztywniałe członki odzyskały giętkość, po konwulsjach nastąpiło lekkie drżenie, i, po kilku chwilach, ociężałe powieki podniosły się powoli; zaczął wodzić błędnemi oczami.
Cefiza, klęcząc przed swym kochankiem, łzami oblewała mu ręce.
— Nie z mojej winy opuściłam cię... Daruj mi...
Przestała mówić, gdyż Jakób zaczął szeptać:
— Biedna dziewczyno... i ty, jak widzę, miałaś wielkie zmartwienia... wycierpiałaś wielką nędzę... już... nie poznałem cię... Ja.. niedawno już gotów byłem skończyć. Zawołałaś na mnie... Przyszedłem do siebie na chwilę, bo.. co ja czuję, — i przyłożył rękę do piersi — wyobrażenie przechodzi. Ale to wszystko dla mnie jedno... teraz Widziałem cię... umrę spokojnie.
— Nie umrzesz... Jakóbie... ja tu jestem...
— Słuchaj, dziewczyno... Gdybym tu miał... widzisz w żołądku... korzec węgli żarzących się nie więcejby mnie pewno paliły... Już przeszło miesiąc czuję trawiący mnie powoli ogień. Zresztą, to ten pan... — I skinieniem głowy wskazał na Moroka — ten kochany przyjaciel... uwziął się podniecać zawsze we mnie ogień... Z tem wszystkiem.. nie żałuję ja życia... Odwykłem od pracy, a wciągnąłem się... do hultajki... Skończyłbym jak nędzny żebrak; wolę raczej dozwolić memu przyjacielowi bawić się rozżarzonem ogniem w mych piersiach...
— Warjat z ciebie, niewdzięcznik! — rzekł Morok, wzruszając ramionami — nadstawiłeś szklankę, a ja nalałem... I dalibóg długo i często jeszcze razem będziemy się bawili.
Od kilku już chwil Cefiza nie spuszczała z oczu Moroka. Zamiast wziąć rękę, którą Jakób wyciągnął, Cefiza ciągle klęcząca, schyliła głowę i nie śmiała spojrzeć na swego kochanka.