nych osób, głęboko wzruszonych, starając się wyprowadź Cefizę — pozostaw go... chodź, z nami, niema dla niego niebezpieczeństwa... nic mu nie będzie...
— O! panowie, panowie! — zawołała biedna dziewczyna, łzami się zalewając i załamując ręce — posłuchajcie mnie, pozwólcie powiedzieć sobie... Zrobię, co zechcecie... odejdę... lecz, na Boga, poślijcie po doktora, nie pozwalajcie mu tak umierać. Jakież on boleści cierpi, jak straszne są jego konwulsje!
— Nie znajdzie teraz doktora! — Lepiej, ot, tak zróbmy! — rzekł ktoś. — Główny szpital jest naprzeciwko; przenieśmy tam biednego; udzielą mu tam pomocy tymczasem; części stołu posłużą za tragi, a okryjemy go obrusem.
— Tak, to najlepiej! — odezwało się kilka głosów przenieśmy go i opuśćmy ten dom.
Jakób, spalony wódką, udręczony widokiem Cefizy, wpadał w gwałtowne konwulsje. Było to konanie tego biedaka. Trzeba go było przywiązać końcami obrusu do blatu stołu, służącego za tragi, które podjęli się nieść dwaj biesiadnicy.
Przychylono się do próśb Cefizy, która błagała, jako o ostatnią łaskę, aby mogła towarzyszyć Jakóbowi aż do szpitala. Jakóba zaniesiono aż do bramy na dół oberży Morok i Nini-Moulin, torując sobie drogę wpośród tłumu, aby się dostać aż do głównego szpitala, poprzedzał tragi.
Niebawem gwałtowny napływ ludu zmusił ich do za trzymania się, i znowu dzikie krzyki rozległy się na drugim końcu placu, na rogu kościoła.
— Cóż to jest? — zapytał Nini-Moulin jakiegoś obmierzłego obdartusa, który stał przed nim. — Co to za krzyki?
— A! szarpią znowu truciciela, podobnie jak tamtego którego trupa już do wody wrzucili... — odrzekł człowiek.
— Jeżeli chcesz przypatrzeć się, chodź za mną! — dodał
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/1022
Ta strona została skorygowana.