czynu, jakgdyby napadł na wściekłego psa, rzucił się na niego i powalił się z nim na bruk, wołając:
— Ratunku! truciciel... ratunku!
Straszna to i niebezpieczna była chwila dla Goljata.. sam jeden, w miejscu, zewsząd zagrodzonem i coraz bardziej jeszcze zaciskanem, widział zewsząd oburzonych nieprzyjaciół, biegnących do niego z pogróżkami śmierci.
Biedny olbrzym nie upadł odrazu... Przez kilka sekund niknął prawie wpośród roju zajadłych napastników; jużto widać było potężną, rozbijającą czaszki i twarze rękę, już ogromną posiniałą, pokrwawioną, wtył zwieszoną głowę, do której czupryny przyczepił się jeden napastnik. Po miotającym się to w tę, to w ową stronę tłumie około Goljata widać było jak potężnie się bronił. Z tem wszystkiem, gdy dostał się do niego przez tłum kamieniarz, Goljat został powalony. I, jak się to często zdarza, widok płynącej potokami krwi z ran Goljata upajał radością i podwoił zapalczywość napastników i świadków!
Sto rąk pastwiło się nad nieszczęśliwym; deptano go nogami, szarpano mu twarz, pognieciono piersi, gruchotano żebra.
Goliat z oszpeconą twarzą, unurzany w błocie, mając na sobie odzież poszarpaną, obnażone piersi... wybąknął słowa, które razem ze krwią wydobyły się mu z ust:
— Zlitujcie się... ja nie zatrułem... zlitujcie się...
Kamieniarz, widząc Goljata, krwią zbroczonego, ręce to tam, to tu wyciągającego, chcąc przedstawić to za znaną zabawkę zawołał:
— Ciu-ciu-babka!
Potem gwałtownie nogą w brzuch go kopnąwszy, znowu powalił nieszczęsną ofiarę, której głowa dwa razy odskoczyła od bruku...
W chwili, kiedy upadł olbrzym, odezwał się głos z pośród tłumu.
— A! to Goljat!... Dajcie mu spokój... on biedny nic nie winien.
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/1026
Ta strona została skorygowana.