Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/1033

Ta strona została skorygowana.
V.
MORDERCY.

Kamieniarz, a za nim jego banda, biegnąc do Gabrjela, który jeszcze postąpił naprzeciw nim kilka kroków od kraty, zawołał z zaiskrzonemi złością oczami:
— Gdzie jest truciciel?... Potrzebny nam jest...
— A któż to powiedział wam, moi bracia, że on jest trucicielem? — rzekł Gabrjel przenikliwym, dźwięcznym głosem — Truciciel!... a gdzież są dowody?... świadkowie?... ofiary?....
— Dosyć tego!... — odpowiedział grubjańsko kamieniarz, przyskakując z groźną miną. — Oddaj nam go musimy go mieć... bo, jak nie, zapłacisz za niego ty...
— A więc macie mię! jestem! — rzekł Gabrjel, podnosząc głowę i postępując naprzód ze spokojem, pełnym poświęcenia i wzniosłości. — Ja lub on — dodał — wszystko to dla was jedno: pragniecie krwi! weźcie moją, a ja wam przebaczę, moi bracia, nieszczęsny szał, który opanował wasz rozum.
W tej chwili tłum spostrzegł leżącego księdza d‘Aigrigny.
— Mamy go! Śmierć trucicielowi — zawołano.
Misjonarz stracił już nadzieję ocalenia jezuity od strasznej śmierci... Z tem wszystkiem zawołał:
— Stójcie!... nieszczęśni, obłąkani...
I rzucił się naprzeciwko tłumu, ręce do niego wyciągnąwszy.