wadzono umierającego... życie jego, iż tak powiem, było długiem, nieustannem konaniem; a z tem wszystkiem żyje jeszcze.
— Mówią — rzekł inny wielebny ojciec — że ksiądz Rodin odpowiedzieć miał Jego Wysokości, kardynałowi Malipierii, który przybył namówić go, aby przykładnie zakończył życie, jak przystoi na syna Lojoli, naszego świętego fundatora (na te słowa wszyscy trzej jezuici pokłonili się razem, jakgdyby wszystkimi trzema razem jedna poruszyła sprężyna), lecz jakoby ksiądz Rodin odpowiedzieć miał Jej Wysokości: „Nie potrzebuję się spowiadać publicznie, chcę żyć i będę żył“.
Po tej rozmowie nastąpiło dość długie milczenie.
Tak rozmawiając, trzej jezuici przeszli długą ulicę, dotykającą miejsca, drzewami w szachownicę zasadzanego.
W środku tego miejsca, Skąd rozchodziły się ulice w różne strony, na okrągłym, czystym, małym placu stał okrągły kamienny stół; na tym stole klęczał mężczyzna, ubrany także po jezuicku; na plecach i na piersiach miał zawieszone dwie karty z napisami.
Na jednej karcie napisane było dużemi głoskami:
Nieuległy.
Na drugiej:
Cielesny.
Jezuita, skazany, według ustaw zgromadzenia, podczas przechadzki na tę niedorzeczną, żakowską karę, był to mężczyzna, około czterdziestu lat mieć mogący, herkulesowej budowy ciała, z tęgim, grubym karkiem, z czarnemi, kędzierzawemi włosami, śniadej twarzy, lubo, według przyjętego zwyczaju, skromnie, pokornie trzymał oczy spuszczane, domyślać się jednak było można z nerwowego i częstego ściągania wielkich brwi, że wewnętrzne jego uczucia niebardzo zgodne były z jego pozorną pokora nadewszystko, gdy ujrzał zbliżających się do siebie Wielebnych Ojców których bardzo wielu, już to po trzech
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/1040
Ta strona została skorygowana.