brzękowi talarów, jeden z Wielebnych Ojców rzekł z uśmiechem:
— A to dziś, w dzień, najmniej dochodu przynoszący Ojciec kasjer mówił mi, że dochód z pierwszego kwartału wynosił 83.000 franków.
— Przynajmniej — rzekł cierpko młody Ojciec — wiele środków szkodzenia wydarto z rąk bezbożności.
— Nadaremno burzyć się będą bezbożnicy, ludzie pobożni są z nami! — odrzekł drugi Ojciec Wielebny — przypatrzyć się tylko, pomimo popłochu z powodu cholery, jak rozkupywane są bilety naszej pobożnej loterji.
— Ale wiecie, ile będzie kosztowała kadzielnica, która z dochodu loterji będzie opłacona?
— Ojciec prokurator powiedział, że, rachując w to już drogie kamienie, nie przeniesie 33.000 franków... nie licząc starzyzny, którą przyjęto tylko na wagę złota... oszacowana jest, jak sądzę, na 9.000 franków.
— Loterja ma przynieść nam zysku 40.000 franków; dobrze więc stoimy — rzekł drugi jezuita.
Na nieszczęście tak interesująca rozmowa została przerwaną. Jedne drzwi w kracie ogrodu otworzyły się i jeden z trzech Wielebnych Ojców, na widok nowonadchodzącej osoby, rzekł:
— Ach! otóż Jego Wysokość kardynał Malipieri idzie odwiedzić Ojca Rodina.
— Oby te odwiedziny Jego Wysokości — rzekł młody ksiądz zarozumiałym tonem — mogły być pomocniejsze niż ostatnie, dla Ojca Rodina!
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/1042
Ta strona została skorygowana.