Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/1044

Ta strona została skorygowana.

Po tym odgłosie nastąpił znowu jakiś szmer, jakby szamotania się, połączonego z kilkakrotnem stękaniem, raczej gniewliwem, aniżeli użalającem się, i znowu odezwał się głos:
— Nie, nie, mój ojcze, i dla tem większego bezpieczeństwa nie pozostawię ci twego ubrania... Już też nadchodzi godzina, w której zażyć masz lekarstwo; pójdę przygotować je.
I prawie w tejże chwili otworzyły się drzwi, a prałat ujrzał wchodzącego mężczyznę, mającego około dwudziestu pięciu lat, niosącego pod pachą stary surdut oliwkowy i czarne wytarte spodnie, które rzucił na krzesło.
Osobą tą był pan Anioł-Modest Rousselet, pierwszy uczeń doktora Baleinier; fizjognomja młodego praktykanta była skromna, uprzejma, powściągliwa; włosy jego prawie równo podstrzyżone, dość długo spadały na szyję z tyłu; okazał niejakie zdziwienie na widok kardynała i dwakroć niziutko mu się ukłonił, nie podnosząc nań oczu.
— Cóż mówi o chorym doktór Baleinier?
— Powiada, że w najgorszym, jak tylko wyobrazić sobie można, jest stanie. Wielebny Ojciec Rodin jest teraz w owej niebezpiecznej chwili przesilenia, w której parę godzin stanowić może o życiu lub śmierci chorego... Doktór Baleinier poszedł po rzeczy, potrzebne do operacji ochronnej, nader bolesnej, i za powrotem wykona ją na chorym.
— A czy powiedziano o tem księdzu d‘Aigrigny?
— Ksiądz d‘Aigrigny sam jest bardzo chory, jak to wiadomo Waszej Wysokości, od trzech dni jeszcze nie mógł się podnieść z łóżka.
— Pytałem o niego, idąc tu na górę — odpowiedział prałat — i zaraz go odwiedzę. Lecz, wracając się do ojca Rodina, czy powiadomiono jego spowiednika że jest w tak niebezpiecznym stanie i ulec ma tak ważnej opieracji.
— Doktór Baleinier nadmienił mu parę słów o tem, ale ojciec Rodin krzyknął z gniewem, że mu nie dają ani na