opłatkiem, Rodin skinął na księdza d‘Aigrigny, aby przeczytał słowa, które on miał napisać, a te były następujące
„Posłać natychmiast agentowi, który pisał bezimienne Listy do marszałka Simon“.
Rodin dał znak przyzwolenia i wstał. Lecz już sprawdzała się przepowiednia doktora; jezuita ledwo jednę sekundę ustać mógł na nogach i upadł znowu na krzesło... Wtedy spojrzał na doktora Baleinier zmartwiony, a oddech jego zaczynał być coraz cięższy. Doktór rzekł mu chcąc go pocieszyć:
— Bądźcie spokojni, wielebny ojcze... Ale trzeba się nam pośpieszyć... Wesprzyjcie się na mnie i na księdzu d‘Aigrigny.
Rzeczywiście, z ich pomocą Rodin zdołał dostać się do łóżka; tu usiadłszy, wskazał ręką na papier i pióro z kałamarzem, aby mu je podano; podano mu i pisał dalej na kolanach.
— Nie będzie tu krwi — rzekł doktór Baleinier — lecz zresztą, to jeszcze gorsze... Racz więc wasza wielebność przysłać mi trzech z naszych wielebnych ojców, oni mi po służą za pomocników; racz także poprosić pana Rousselet, aby przyszedł ze swemi przyrządami.
Ksiądz d‘Aigrigny wyszedł.
Prałat przybliżył się do doktora Baleinier i rzekł mu cicho, pokazując Rodina:
— On jest w stanie niebezpiecznym?
— Tak, proszę Waszej Wysokości, ale jeżeli wytrzyma operację...
W tej chwili wszedł pan Rousselet, trzymając pod pachą duże kwadratowe pudełko; zbliżył się do kominka i na marmurowym blacie rozstawił swoje aparaty.
— Hm... hm.. — pocichu powiedział doktór — okropne ma duszenie w piersiach, oddech piskliwy...
Niebawem weszli do pokoju razem z księdzem d‘Aigrigny trzej jezuici, którzy rano przechadzali się po ogrodzie domu przy ulicy Vaugirard.
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/1066
Ta strona została skorygowana.