ce potrzebne mi jest twoje przywiązanie... twoja pociecha... twoje politowanie...
Na te słowa Garbuska usiłowała podnieść się, usiadła więc, ręką się podparłszy, i patrzała na pannę Cardoville ze zdziwieniem. Nie mogła uwierzyć temu, co słyszała.
— Opiekunka moja — myślała Garbuska, — uczyniła mi przykre dla siebie wyznanie, prosi mnie o pocieszenie, o litość... mnie... biedną istotę...
— Kocham... — mówiła znowu Adrjanna z wybuchem długo tłumionego żalu — kocham... a nie jestem kochana... Miłość moja jest godna politowania, litości... pożera mnie... zabija mnie... a nie śmiem powierzyć nikomu tej nieszczęsnej tajemnicy.
— Podobnie jak ja... — powtórzyła Garbuska, wlepiwszy oczy w Adrjannę.
I pomyślała:
— Ona... królowa... przez swoją piękność, przez swoją godność, przez bogactwa i dowcip... cierpi równie jak ja... I podobnie jak ja, nieszczęśliwa istota... kocha...a nie jest kochana...
— Tak więc... tak... podobnie jak ty... kocham... a nie jestem kochaną... — zawołała panna Cardoville — czyż więc nie słusznie powiedziałam ci, że tobie jednej zwierzyć się będę mogła... bo, wyczerpawszy podobne udręczenia, ty jedna będziesz mogła odczuć je.
— Pani, wzgardzona... Ach! nie mogę temu wierzyć! — zawołała Garbuska.
— W to, co ty ledwo mogłaś powierzyć swemu dziennikowi, nieprawdaż? A więc dobrze, dowiedz się teraz o wszystkiem... Floryna, umierając, wyznała mi swoją zdrożność. Dopuściła się ona takiej niegodziwości, że ci wykradła twoje papiery, wszakże zniewolona będąc do tego przez ludzi, którym musiała być posłuszną... ale twój dziennik przeczytała... A ponieważ nie wygasły w niej jeszcze dobre uczucia, to czytanie, w którem malowała
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/1087
Ta strona została skorygowana.