Po chwilowym namyśle, Róża-Pompon rzekła do Adrjamny, której serce biło żywo:
— Powiem pani odrazu, co mam na sercu: nie byłabym pewno pani szukała; lecz kiedy ją znajduję, rzecz naturalna, że korzystam z okoliczności.
— Ależ, pani — rzekła łagodnym tonem Adrjanna — czy mogłabym poznać przynajmniej temat rozmowy, którą mamy prowadzić z sobą?
— Tak, moja pani — rzekła Róża-Pompon — najprzód nie trzeba sądzić, żebym ja była biedna, albo nieszczęśliwa i żebym chciała wyprawiać pani sceny zazdrości lub krzyczeć, jako wzgardzona... Oho! niedoczekanie pani... Dzięki Bogu, nie mogę skarżyć się na ładnego księcia (tak go sobie przezwałam); przeciwnie, on mnie bardzo uszczęśliwił; jeżelim go opuściła, ta pomimo jego woli, i że tak mi się podobało.
To mówiąc, Róża-Pompon, pomimo udawanego spokoju, wielki mając ciężar na sercu, głośno westchnęła.
— Tak, pani — mówiła dalej — porzuciłam go, bo mi się tak spodobało, pomimo, że szalenie się we mnie rozkochał, tak dalece nawet, iż, gdybym chciała, toby się ze mną ożenił; tak, moja pani, ożeniłby się... tem gorzej, jeżeli to, co mówię pani, martwi ją... chociaż kiedy pierwszy raz ją zobaczyłam, chciałam jej oczy wydrapać... Oh! niezawodnie; ale gdym niedawno widziałam panią, tak dobrą dla biednej Garbuski, lubo pewna byłam siebie... doznałam czegoś takiego... Nako-
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/1095
Ta strona została skorygowana.
V.
ROZMOWA.