Od kilku chwil już, tkliwa ta scena miała niewidocznego świadka. Kowal i Garbuska tak mocno byli wzruszeni, iż nie spostrzegli panny Adrjamny de Cardoville, stojącej we drzwiach na progu.
Adrjanna również nie posiadała się z radości: Dżalma pozostał jej wiernym, Dżalma kochał ją niezmiernie. Owe niegodziwe pozory, których przez jakiś czas była ofiarą, były oczywiście nowym spiskiem Rodina, i pozostawało tylko pannie de Cardoville dociec celu tych obmierzłych intryg.
— Widzisz więc, moja przyjaciółko — rzekła Adrjanna — jak to podstępy złośliwych ludzi wychodzą częstokroć na własną ich szkodę. Nareszcie więc jesteśmy znowu połączone i szczęśliwsze, niż kiedykolwiek, a ta szczęśliwość jeszcze więcej daje nam nowych sił przeciw naszym nieprzyjaciołom.
— Pani, Bogu dzięki... — rzekł kowal.
— Pozwól, panie Agrykolo, przypomnieć sobie, że jutro masz się widzieć z panem Hardy.
— Proszę pani, nie zapomniałem o tem, równie jak o wspaniałej ofierze, jaką pani gotowa jesteś uczynić dla niego. List jego, napisany do mnie w odpowiedzi na mój list, który udało mu się przesłać mi pokryjomu, był krótki, czuły lubo bardzo smętny; pozwala, abym się z nim widział; pewny jestem, że go skłonię... do opuszczenia tego smutnego miejsca pobytu, a może i do przyprowadzenia go z sobą; wielką on mi zawsze okazywał ufność, wierzył w moje dla niego poświęcenie!
— Dobrze, bądź dobrej myśli, panie Agrykolo — rzekła Adrjanna, zarzucając swoją salopę na ramiona Garbuski i starannie ją otulając: — Jedźmy, bo już ściemnia się. Jak tylko powrócimy do domu, dam panu list do pana Hardy.
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |