nała Malipieri. Taki to był towarzysz rozmowy mężczyzny w płaszczu. Ten ostatni, a był to Faryngea, wrócił do furtki ogrodu, należącego do domu, który zamieszkiwał książę Dżalma. W chwili, kiedy miał włożyć klucz w zamek, spostrzegł z wielkiem zdziwieniem, że drzwi się otwierają i mężczyzna jakiś wychodzi.
Farygea, przyskoczywszy do nieznajomego, uchwycił go za kołnierz, wołając:
— Kto jesteś?... skąd idziesz?
Nieznajomy, zamiast odpowiedzieć, usiłował wszelkiemi sposobami wyrwać się z rąk Farygea i krzyknął na całe gardło:
— Piotrze, przybywaj!...
Natychmiast, Piotr, o kilkanaście królu w stojący, przyleciał, a był on olbrzymiego wzrostu, schwycił metysa za kark, odrzucił go w tył o kilka kroków.
— Teraz, mój panie — rzekł nieznajomy do Faryngei, poprawiając na sobie ubranie — gotów jestem odpowiedzieć na jego pytania... chociaż grubjańsko obszedłeś się ze swym znajomym... Tak, jestem Dupont, były rządca dóbr Cardoville... wszak to ja dopomogłem wyratować cię podczas rozbicia okrętu, na którym przybyłeś na brzegi Francji.
— Ależ panie... co tu robiłeś? Poco tak skrycie zakradłeś się do tego domu? — rzekł Faryngea tonem opryskliwym i podejrzliwym.
— Zapewniam cię, mój panie, ze wcale niema nic skrytego w mym postępku; przybyłem tu w powozie panny de Cardoville, mojej drogiej i godnej pani, i z wyraźnego jej polecenia... tak jest, przybyłem jawnie z jej listem do księcia Dżalmy, jej krewnego — odrzekł z godnością pan Dupont.
Na te słowa Faryngea zadrżał i zamilkł ze złości a potem rzekł:
— A pocóż to, mój panie, poco to przybycie o tak późnej godzine, poco zakradać się było furtką?
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/1112
Ta strona została skorygowana.