Łatwiej jest pojąć, niż odmalować uczucia, jakich naprzemian doznawała panna de Cardoville w miarę, jak zbliżała się chwila rozmowy z Dżalmą. Ich zbliżenie się do siebie tyle napotkało dotąd bolesnych przeszkód, Adrjanna wiedziała, że ich nieprzyjaciele są tak czynni, tak przebiegli, tak zdradzieccy, iż powątpiewała jeszcze o swem szczęściu. Co chwila mimowolnie spoglądała na zegar; już tylko kilka minut...
Nareszcie wybiła ta uroczysta godzina. Każde uderzenie dzwonka zegarowego długo rozlegało się w głębi serca Adrjanny. Lecz w miarę jak ta, bardzo wreszcie słusznie domniemywana różnica przedłużała się najprzód do kilku minut... do kwadransa... dwudziestu minut, i więcej... Adrjanna czuła coraz większy, prawdziwszy niepokój; dwa czy trzy razy niecierpliwa dziewica, cicho na palcach zbliżała się do drzwi salonu i nadsłuchiwała...
Lecz nic nie słyszała...
Nie mogąc przezwyciężyć mimowolnie nasuwającej się się obawy, ani chcąc zrzec się tej ostatniej nadziei, wróciła się do kominka, potem zadzwoniła. Stary, siwy, czarno ubrany lokaj otworzy! drzwi, i z uszanowaniem w milczeniu czekał na rozkazy swej pani; ta rzekła mu spokojnym, głosem:
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/1120
Ta strona została skorygowana.
III.
OCZEKIWANIE.