Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/1123

Ta strona została skorygowana.

a przytem miłym głosem, zwracając mowę do obrazu:
— Kochać cię i uwielbiać będę, jak własną moją matkę. I twoja matka także, w mej myśli, będzie obok swej córki.
Siadając sama, rzekła do Dżalmy, wskazując mu na stojące krzesło:
— Proszę usiąść... kochany kuzynie... i pozwól mi tak cię mianować, bo uważam za zbyt etykietalną nazwę książę, i nawzajem proszę nazywać mnie także kuzynką... Ten zwyczaj przyjąwszy, pomówmy ze sobą najprzód po przyjacielsku.
— Tak, moja kuzynko — odrzekł Dżalma, zarumieniwszy się przy tych słowach.
— Ponieważ przyjaciele winni być dla siebie nawzajem otwarci — odrzekła Adrjanna — najprzód więc oświadczyć ci muszę, mój kuzynie, że mam żal do ciebie — dodała z uśmiechem spojrzawszy na kięcia.
On, zamiast usiąść, stał oparty o kominek, w postawie pełnej wdzięku i uszanowania.
— Tak, mój kuzynie... — mówiła dalej panna de Cardoville — spodziewam się, że mi przebaczysz ten żal... oto, czekałam na ciebie... spodziewając się nieco prędzej twego przybycia...
— Moja kuzynko, zarzucisz mi może, że nie przybyłem trochę później.
— Co chcesz przez to powiedzieć?
— W chwili, kiedy wychodziłem... z mego mieszkania, mężczyzna, którego nie znałem, zbliżył się do mnie do powozu... i powiedział mi tak szczerze, iż musiałem mu uwierzyć: — możesz ocalić życie człowiekowi, który był ojcem dla ciebie... marszałek Simon znajduje się w wielkiem niebezpieczeństwie... lecz, chcąc mu pośpieszyć na pomoc, trzeba udać się ze mną natychmiast...
— To była zasadzka — zawołała z żywością Adrjanna — ledwie godzinę temu przybył tu marszałek Simon...