Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/1129

Ta strona została skorygowana.

— Niczego nie pragnę... mój ojcze... niczego prócz snu. Jak dobroczynny jest sen — dodał pan Hardy z pewnem znużeniem.
— Sen... jest to zapomnienie. A na tym padole lepiej jest zapominać, aniżeli przypominać sobie, bo ludzie są tak niewdzięczni, tak złośliwi, niemal każde wspomnienie jest goryczą, czyż nie tak, mój synu!
— Niestety! aż nadto prawda, mój ojcze.
Pan Hardy nie dokończy! i ręką zakrył sobie oczy.
— Niestety, mój synu — rzekł ksiądz d’Aigrigny ze łzami w oczach, czułym głosem. I wyborny ten komedjant rzucił się na kalana przy krześle pana Hardy — niestety jakże to przyjaciel, co cię tak niegodziwie zdradził, mógł nie poznać twego tak dobrego serca?... Lecz tak zwykle bywa, na ziemi... a ten niegodny przyjaciel!...
— Oh! mój Boże!... czyż znajdę, gdzie i kiedy pociechę? — zawołał nieszczęśliwy.
— Ależ znajdziesz ją, mój dobry, zacny synu — zawołał ksiądz d’Aigrigny, wybornie grając rolę czułego — czyż możesz w to wątpić?... Oh! jakże to błogi będzie ten dzień, w którym ostatnie więzy, które cię jeszcze krępują na tej nieczystej, błotnistej ziemi, zostaną zniszczone, a ty, mój synu, staniesz się jednym z naszych. Mój kochany, biedny synu, gdyby twoja pokora pozwoliła ci porównać to, czem byłeś w dniu twego tu przybycia, z tem, czem teraz jesteś... zdumiałbyś się... Jaka różnica, mój Boże. Dawniej byłeś zawsze niespokojny, wzdychałeś z rozpaczy, a teraz cicho pędzisz życie... Czy nie prawda?...
— Ach! — rzekł pan Hardy, chwilę się zastanowiwszy, gdyż pamięć jego, równie jak umysł, mocno już osłabła... — Agrykola ma przyjść, zdaje się, że miło mi będzie widzieć się z nim.
— Otóż tedy, mój synu, twoje widzenie się z nin będzie próbą, o której mówię... Obecność tego godnego młodzieńca przypomni ci owo tak czynne, tak zajęte ży-