tem oddawna już znamy się z sobą. Na poczciwość wyznaję ci, żem tu przybył z myślą...
— Potępić mnie... nieprawdaż, panie burmistrzu? — rzekł Dagobert, coraz bardziej nabierając śmiałości.
— Tak i nie, taiłem się przed Morokiem, który na to rzekł mi bardzo wspaniałomyślnie: „ponieważ potępiasz pan mego przeciwnika, nie chcę więc nadużywać mego położenia, i powiem panu pewne rzeczy...
— Na mnie?
— Tak się zdaje, lecz jako wspaniały nieprzyjaciel, zamilkł, gdym mu powiedział, że zapewne skażę cię na zapłacenie znacznej kary pieniężnej; nie taję bowiem, że zanim usłyszałem twoje tłómaczenie, postanowiłem już wymagać od ciebie, abyś wynagrodził Moroka za ranę...
— Widzisz pan, panie burmistrzu, jak to najsprawiedliwsi ludzie mogą być oszukani — rzekł Dagobert, przybierając pochlebczy ton, — ale nic nie pomoże być Morokiem, takiego jak pan człowieka oszukać nie można.
Urzędnik zaczął się uśmiechać, z ojcowską miną potrząsając głową; potem odpowiedział żartobliwie:
— Tak, tak, Morok źle prorokował... nic mu nie zapłacisz; uważam winy obydwóch stron za równe, a krzywdy za dostateczne wynagrodzenie... On został zraniony, a twój koń zabity, więc kwita.
— A ileż, według pańskiego zdania, on mi będzie winien? — zapytał żołnierz naiwnie.
— Jakto?
— Tak, panie burmistrzu, jaką on mi zapłaci sumę?
— Mówisz o pieniądzach?
— Tak jest, lecz wprzód, nim suma zostanie oznaczona, wypada mi uprzedzić pana burmistrza o jednej rzeczy; zdaje mi się, że mam prawo domagać się, abym nie potrzebował wydawać wszystkich pieniędzy na konia... Pewny jestem, że w okolicach Lipska tanio dostanę na
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/113
Ta strona została skorygowana.