Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/1131

Ta strona została skorygowana.

potach takiego życia... głowa... ledwie nie pęknie... Oh!... nie... nie... spokoju... oh, tak... przedewszystkiem... powtarzam ci, choćby to nawet miał być spokój grobowy...
— Lecz jakże oprzesz się namowom tego rzemieślnika?... Obdarowani mają wpływ na swych dobroczyńców... Nie będziesz mógł oprzeć się jego prośbom...
— Będziesz łaskaw, mój ojcze, kazać mu powiedzieć... że chory jestem... że niepodobna mi go przyjąć.
— Posłuchaj tylko, mój synu, w teraźniejszych czasach panują wielkie, nieszczęsne przesądy względem naszego zgromadzenia. Przez toż samo już, że dobrowolnie pozostałeś pośród nas, będąc przypadkiem przeniesiony tu, gdyś był umierający, do tego domu... gdyby wiedziano, że nie pozwolisz mówić z sobą, chociaż przyrzekłeś sądzonoby, że my ci przeszkadzamy; a chociaż to jest podejrzenie niedorzeczne, może jednak powstać, a my nie chcemy do niego upoważniać... Lepiej zatem byłoby przyjąć tego młodego rzemieślnika...
— Mój ojcze, żądasz rzeczy, przechodzących moje siły... W tej właśnie chwili czuję, jak słaby jestem... ta rozmowa siły mi odebrała.
— Ależ, mój synu, ten rzemieślnik przyjdzie; przypuśćmy, iż mu powiem, że nie chcesz widzieć się z nim; on mi nie uwierzy...
— O! mój ojcze, zlituj się nade mną; zapewniam cię, iż niepodobna mi widzieć się z kimkoliwek... jestem bardzo słaby.
— A więc!.. cóż robić?... szukajmy środka... a gdybyś też napisał... oddałoby się mu natychmiast list... wyznaczyłbyś mu czas do widzenia się... jutro naprzykład.
— Ani jutro, ani kiedykolwiek — zawołał nieszczęśliwy, doprowadzony do ostateczności — nie chcę nikogo widzieć... chcę być sam... zawsze sam... wszak to niko-