szanownego brata, dla dokończenia wiadomych interesów.
— Szanowny ojcze... nie mogę przeczytać tego dzisiaj...
— A jednak jest to konieczne, synu mój, wybacz mi moje natręctwo... ale my ubodzy, a...
— Podpiszę.
— Nie przeczytawszy, podpisywać nie można.
— Dlaczego?... Daj, daj!.. rzekł pan Hardy, jakby zniecierpliwiony upartem natręctwem wielebnego ojca.
— Jeżeli chcesz koniecznie, to dobrze — rzekł ostatni, podając mu papier.
Hardy podpisał i westchnął głęboko, jakby zrzuciwszy z siebie wielki ciężar. W tej samej chwili zapukał służący: wszedł i rzekł do księdza d‘Aigrigny:
— Pan Agrykola Baudoin pragnie widzieć się z panem Hardy; mówi, że kazano mu tutaj przyjść.
— Dobrze... niech zaczeka — odpowiedział d‘Aigrigny z zadziwieniem, pomieszanem z gniewem; i gdy za danym znakiem służący wyszedł, on, starając się ukryć mocne nieukontentowanie, rzekł do fabrykanta: — poczciwy rzemieślnik, jak widać, niecierpliwie oczekuje widzenia się z tobą.. przyszedł bowiem o dwie godziny wcześniej, niżeliś mu naznaczył.
To mówiąc, wyszedł. Zostawszy sam jeden, pan Hardy z rozpaczy klasnął w ręce, łkając, opuścił się z krzesła na podłogę, upadł na kolana i zawołał:
— O Boże, Boże mój... Zabierz mnie stąd, zanadto jestem nieszczęśliwy!...
Potem, oparłszy głowę o poduszkę krzesła, zakrył twarz rękami i gorzko płakał...
Nagle dał się słyszeć hałas, który stawał się coraz głośniejszym; później jakieś pasowanie się; wkrótce drzwi otworzyły się z łoskotem i ksiądz d‘Aigrigny, po-
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/1133
Ta strona została skorygowana.