Gdy Agrykola wyszedł z pokoju, pan Hardy, przystąpiwszy do Gabrjda, rzekł mu:
— Mości księżę...
— Nie... proszę mówić, mój bracie... nadałeś mi to imię... trzymam się go — odpowiedział z uczuciem młody misjonarz, podając rękę panu Hardy.
Ten, ścisnął ją serdecznie i rzekł:
— Dobrze więc, mój bracie, twoje słowa dodały mi otuchy, przypomniały mi obowiązki, które w zmartwieniu zaniechałem; oby mi teraz nie zabrakło sił w nowych przedsięwzięciach... bo, niestety! jeszcze nie wiesz o wszystkiem.
— Cóż przez to chcesz powiedzieć?... — odrzekł Gabrjel z ciekawością.
— Posłuchaj mnie, mój bracie — mówił pan Hardy — całą moją tkliwość, poświęcenie, wszystko, co mi w sercu pozostało, zawarłem w dwóch istotach... w przyjacielu którego uważałem za szczerego i w delikatniejszem jeszcze przywiązaniu... przyjaciel zawiódł mnie najszkaradniej... kobieta... poświęcając dla mnie swoje obowiązki, tyle miała odwagi i za to ją tem bardziej szanuję, tyle mówię miała odwagi, że naszą miłość poświęciła spokojowi swej matki i nazawsze opuściła Francję... Niestety! lękam się aby to zmartwienie nie było dla mnie niepodobnem do uko-
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/1146
Ta strona została skorygowana.
VIII.
WYZNANIE.