Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/1149

Ta strona została skorygowana.

— Jego.. do tej odludnej, smutnej pustyni, pana Hardy!
I zdawało się księdzu d‘Aignigny, że mu się marzy...
— Tak... tak... pana Hardy... teraz... kiedy dopiero co Gabrjel...
— Nie upłynie godzina, a pan Hardy błagać mnie będzei na klęczkach, abym go wywiózł z Paryża, na koniec świata, na pustynię, jeżeli będę mógł.
— A Gabrjel?... — A list, który mi przyniesiono przed chwilą z arcybiskupstwa?...
— Ale niedawno mówiłeś wasza wielebność, że już było zapóżno, skądże teraz...
— Niedawno jeszcze nie miałem na myśli środka, teraz mam go — odrzekł Rodin krótko.
To mówiąc oddalili się spiesznie z kryjówki.