Zbyteczną może będzie ta uwaga, że Gabrjel ograniczył się, przez pełną godności skromność, do użycia samych szlachetnych sposobów wyrwania pana Hardy z pod zabójczego wpływu jezuitów; wielka i piękna dusza młodego misjonarza nie chciała poniżać się aż do wykrywania intryg tych ludzi. Wtedy chyba byłby użył tego ostatecznego sposobu, kiedyby przenikliwe, zbawienne słowa nie zdołały przełamać zaślepienia pana Hardy.
— Praca, modlitwa i przebaczenie! — mówił z uniesie.niem pan Hardy, uściskawszy Gabrjela w swem objęciu. Temi trzema słowy przywróciłeś mi życie, nadzieję.
Ledwo wymówił te słowa, gdy wtem otworzyły się drzwi; wszedł służący i w milczeniu podał młodemu księdzu pismo w wielkiej kopercie i natychmiast, słowa nie rzekłszy, wyszedł Gabrjel dosyć zdziwiony, wziął pismo i najprzód spojrzał na nie od niechcenia; potem, spostrzegłszy przy jednym rogu szczególną pieczęć, spiesznie otworzył kopertę, wyjął z niej i przeczytał pismo złożone w kształcie urzędowej depeszy, u której była pieczęć z czerwonego laku.
— O! mój Boże!... — mimowolnie zawołał Gabrjel boleśnie wzruszonym głosem.
Potem, zwróciwszy się do pana Hardy, który stał w zadumaniu:
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/1150
Ta strona została skorygowana.
IX.
ODWIEDZINY.