i który nie może już mieć nadziei spotkania się z panem pośród odmętu świata, który na zawsze opuścił...
„Oczekując odpowiedzi pańskiej, miło mi jest zapewnić pana o mem uczuciu wysokiego szacunku, z jakim jestem:
Po przeczytaniu tego listu i położonego pod nim podpisu, pan Hardy usiłował przypomnieć go sobie, ale naderemno; badał, rozbierał różne okoliczności swego życia, któreby mieć mogły jaką styczność z tym listem, nie mógł jednak przypomnieć sobie, ażeby kiedy miał do czynienia z osobą takiego nazwiska.
Po dosyć długiem milczeniu i myśleniu, rzekł do służącego:
— Czy to pan Rodin dał ci ten list i do mnie zanieść polecił?
— Tak, panie.
— A... któż to jest ten pan Rodin?
— Jest to dobry, zacny staruszek, który niedawno wyszedł z ciężkiej i długiej choroby, która o mało go nie sprzątnęła. Od kilku dni dopiero zaczął przychodzić do zdrowia, ale zawsze jest tak smutny, tak słaby, iż przykro patrzeć na niego, i to wielka szkoda, bo niema w całym tym domu tak godnego, tak poczciwego, jak on, człowieka... wyjąwszy chyba pana dobrodzieja, który jest równie dobrym, jak pan Rodin dodał służący, kłaniając się nisko z miną nader uprzejmie pochlebną.
— Proszę oświadczyć panu Rodinowi, że jeżeli będzie chciał pofatygować się do mnie, będę go tu oczekiwał.
— Pójdę natychmiast zawiadomić go o tem — rzekł służący i ukłoniwszy się wyszedł.
Wkrótce powrócił i rzekł do pana Hardy:
— Pan Rodin jest w przedpokoju, proszę pana.
— Proś go, aby wszedł.
Rodin wszedł, odziany w czarny sukienny szlafrok, trzymając w ręku starą czapkę jedwabną. Służący wyszedł.