pomnę ja nigdy przybycia owej biednej bladej, przerażonej kobiety, która, nie zważając na moją obecność, przybyła, aby zawiadomić pana, że osoba nader dla niego droga nagle oddaliła się z Paryża.
— Tak, i, zapomniawszy pożegnać się z panem, śpiesznie odjechałem — mówił pan Hardy, melancholijnie zamyślony.
— Czy wiesz pan — rzekł Rodin po krótkiem milczeniu — że zdarzają się czasami dziwne zbiegi okoliczności?
— O jakich okolicznościach chcesz pan mówić, proszę pana?
— Wtenczas właśnie, kiedy przybyłem, aby przestrzec pana, że go zdradzono, a zdradzono tak haniebnie... ja sam także...
I Rodin zaciął się, jakgdyby nie dozwoliło mu mówić jakieś gwałtowne wzruszenie i na twarzy jego malowało się tak wielkie udręczenie, iż pan Hardy rzekł do niego z politowaniem:
— Cóż to panu?...
— Daruj mi pan — odrzekł Rodin, gorzko się uśmiechając. — Dzięki szlachetnym radom księdza Gabrjela, zdołałem pojąć, co to jest rezygnacja; przy tem jednak czasami jeszcze, przy pewnych wspomnieniach czuję dotkliwe udręczenie. Mówiłem więc panu — rzekł znowu Rodin pewniejszym głosem — że nazajutrz, kiedym przybył do pana, aby powiedzieć mu: zwodzą pana... ja sam padłem ofiarą obrzydłego oszukaństwa. Przybrany syn biedne, opuszczone dziecko, które przyjąłem za swoje... — potem, znowu się zaciąwszy, drżącą ręką potarł oczy i rzekł: — Przebacz mi pan... że mu mówię o zmartwieniach, zgoła dla niego obojętnych... Przebacz pan natrętne żale biednego, znękanego starca...
— Panie! zbyt wiele wycierpiałem, ażby jakiekolwiek zmartwienie mogło być dla mnie obojętnem — odpowiedział pan Hardy. — Zresztą pan nie jesteś dla mnie obcym..
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/1156
Ta strona została skorygowana.