Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/1159

Ta strona została skorygowana.

mi do jego kochanki, wchodzi, mając serce przepełnione nadzieją... Lecz... kochanka... właśnie tego dnia rano umarła.
— Ach!... — zawołał pan Hardy, twarz sobie z przerażenia rękami zakrywszy.
— Tak... umarła — mówił dalej Rodin — leżała na katafalku. Dwie świece paliły się około niej; pan Rance nie wierzy, nie chce uwierzyć, żeby umarła; pada na kolana przed katafalkiem; w zaślepionej miłości bierze rękoma tę młodą, piękną, tak ukochaną, ubóstwianą głowę, chce ją ucałować... Lecz droga ta głowa odłącza się od reszty ciała... i pozostaje mu w ręku... Tak — mówił Rodin, widząc, że pan Hardy odskoczył, zbladły, osłupiały ze strachu — tak, dziewica umarła tak nagle, tak nadzwyczajnie, iż nie zdążono nawet opatrzyć jej ma śmierć sakramentami. Po śmierci, lekarze chcąc się przekonać o nieznanej przyczynie jej zgonu, odbyli sekcję na jej pięknem ciele.
Pan Hardy, gwałtownie miotany rozmaitego rodzaju szybko po sobie następującemu wrażeniami i myślami, już to o śmierci, już o rozkoszy, o miłości, to znowu o strachach, okropnościach, nie wiedział co się z nim dzieje i osłupiały chwytał słowa Rodina z ciekawością, udręczeniem i trwogą.
— A pan Rance? — rzekł nareszcie uniesionym głosem, ocierając sobie czoło, zimnym potem zroszone.
— Pan Rance — mówił dalej Rodin — wyrzekł się świata, zamknął się na osobności, tak, iż żywy duch nie mógł się do niego dostać. Straszne, to były pierwsze dni jego samotności... krzyczał w rozpaczy i szaleństwie, tak, iż zdaleka słyszeć go było można... dwa razy chciał odebrać sobie życie, aby uniknąć strasznych widm...
— Miał widzenia — rzekł pan Hardy, z coraz większą ciekawością i udręczeniem.
— Tak — mówił Rodin tonem uroczystym — i straszne miał widzenia. Młoda dziewica z jego powodu zmarła w grzechu śmiertelnym, pokazywała mu się w pośród wie-