Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/1160

Ta strona została skorygowana.

cznego ognia! Na niegdyś tak pięknej, a teraz zeszpeconej piekielnemi mękami twarzy, widział rozpaczliwa uśmiech potępieńców... Zgrzytała zębami, jak wściekła, załamywała ręce z boleści. Krwawemi łzami płakała i zrozpaczonym głosem krzyczała na swego uwodziciela. Przeklęty bądź, ty, który mię zgubiłeś... przeklęty... przeklęty.
Wymawiając te ostatnie trzy słowa, Rodin postąpił o trzy kroki ku panu Hardy, za każdym krokiem grożąc gestami. Pan Hardy, ręce złożywszy, oczy ze strachu wytrzeszczywszy, cały drżący, zdawał się słuchać jeszcze Rodina, chociaż ten przestał już mówić... i, nie myśląc o tem powtarzał: Przeklęty!... przeklęty!... przeklęty!...
Nagle, zawołał jakby w obłąkaniu:
— I ja także... pewno będę przeklęty! Ta kobieta której ja dałem powód do zapomnienia o świętych w oczach ludzi obowiązkach, którą uczyniłem śmiertelnie grzeszną w oczach Boskich... ta kobieta, kiedyś pogrążona również w wiecznych płomieniach, ręce z rozpaczy załamując, krwawemi łzami płacząc... z głębi piekła wołać będzie na mnie... Przeklęty... przeklęty... przeklęty... przeklęty! Kiedyś — dodał z wielkim strachem — kiedyś... a któż wie? może teraz, może w tej chwili, przeklina mnie... gdyż podróż przez Ocean... może była nieszczęśliwa! może utonęła! może rozbił się okręt! któż wie. Oh! mój Boże Może i ona już nie żyje... może umarła., a umarła w grzechu śmiertelnym... potępiona! Przebóg!... zlitujcie się nad nią... nieszczęśliwą... przeze mnie... nieszczęśliwą Ach! mój Boże!... niech cały twój gniew mnie dotknie niech się na mnie zwali, byłeś raczył ulitować się nad nią ja to sam winien jestem... ja zgrzeszyłem...
I nieszczęśliwy, jak obłąkany, ręce załamując, padł na kolana!
— Nasz anielski ksiądz Gabrjel — rzekł znowu Rodin — mówił o słodyczy modlitwy...
— Tak! tak... modlitwy...