Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/1162

Ta strona została skorygowana.

materjalnych, zmysłowych, naznacza więc sobie posty umartwienia, poskramia wszystko, co w sobie spostrzega cielesnego, alby się stać czystym duchem, i żeby wydobywająca się z jego łona modlitwa była piękna, czysta jak płomień i żeby wznosiła się do Stwórcy, jak miła won kadzideł...
— O! jak miłe... jak upajające marzenie! — zawołał coraz bardziej oczarowany pan Hardy — byle tylko skutecznie modlić się za ubóstwianą kobietę... skazać siebie na męki, umartwiać ciało...
— Tak... tak — rzekł Rodin — ale bądź pan pewny, że to nie jest marzenie... Tak więc, po strasznych widzeniach pana Rance, gdy został zakonnikiem, nastąpiły widzenia czarujące... Ileż to razy po całych dniach postów i po przepędzeniu nocy na modlitwie, na umartwieniu ciała upadł zemdlony na posadzkę swej celki!... Wtedy po wyniszczeniu materji następowało natężenie ducha... Niewysłowiona rozkosz opanowywała jego zmysły... niebiańskie śpiewy dochodziły do jego zachwyconego ucha... światło nie z tego świata, które przenikło jego zamknięte powieki, potem, po harmonijnych dźwiękach tajemniczej muzyki przy jasnem świetle, przy którem światło słońca jest blade, widział zakonnik ten ukazującą się mu ubóstwianą przezeń dziewkę... Dzięki modlitwom kochanka, których Zbawiciel wysłuchał łaskawie, ta kobieta już nie płakała krwawemi łzami.. nie załamywała pięknych rąk w piekielnych konwulsjach. Nie, nie... zawsze piękna... o! tysiąc razy jeszcze piękniejsza, niż była na tym świecie... piękna wieczną pięknością aniołów... uśmiechała się do swego kochanka z niewymownym zapałem, a jego oczy jaśniały wilgotnym płomieniem, widząc swego kochanka, mówiła do niego tkliwym, namiętnym głosem:
Twoje nie oszacowane modlitwy, twoje surowe życie ocaliły mnie...
I wtedy, otoczona światłością szczęścia, nie posiadając się z radości, nachylała się i swemi nieśmertelnością wo-