Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/1168

Ta strona została skorygowana.

mawia w przyległym pokoju, iskra przenikliwej pojętności ożywiała jego zwykle głupi wzrok i zdawała się ostrzegać że nie jest on tak głupim, jak się powierzchownie wydawał. Tak przez jakiś czas posłuchawszy u drzwi, ostrożnie zapukał. Nikt mu jednak z przyległego pokoju nie odpowiadał. Wtedy zawołał ochrypłym, skrzeczącym głosem:
— Czy nie potrzebują panienki drzewa do kominka?
Teraz, wziąwszy kosz, już zabierał się do wyjścia z pokoju marszałka Simon, gdy ukryte, na boczne schodki prowadzące drzwi znowu się otworzyły powoli, ostrożnie. Wszedł Dagobert.
Żołnierz, zdziwiony obecnością gapy, zmarszczył czoło i zawołał opryskliwie:
— Co ty tu robisz?
Na to nagłe zapytanie, zobaczywszy jak Ponury, idąc za swym panem, najeżył sierść na karku i zaczął warczeć, gapa, czy to rzeczywiście przestraszony, czy też udający przerażenie, krzyknął bojaźliwie; bądź co bądź, dlatego, żeby nadać więcej prawdopodobieństwa swemu przestrachowi, mniemany niedołęga puścił na posadzkę kosz, do połowy napełniony drzewem, jakgdyby mu go przestrach i zdziwienie z rąk wytrąciły.
— Czy odejdziesz stąd, bydlę? — krzyknął zagniewany weteran.
I, uchwyciwszy gapę za ramię, popchnął go do drzwi, kiedy tymczasem Ponury, przytuliwszy spiczaste uszy i najeżywszy sierść na karku, chciał przyśpieszyć oddalenie się niedołęgi. Potem Dagobert zamknął na rygiel; na klucz drzwi, wiodące do pokoju panien. To uczyniwszy, żołnierz prędko przysunął się do łóżka marszałka gdzie wisiała broń, zdjął parę pistoletów, które zwykle miewał przy sobie marszałek Simon na wojnie, a które były spuszczone wprawdzie, ale nabite, powyjmował ostrożnie piitony z zamków i nie mogąc wstrzymać głębokiego westchnienia, powiesił napowrót na miejscu; już miał oddalić się od łóżka, gdy, jak się zdaje, jeszcze mu przyszła