Powiemy niebawem, co się stało z listem, który Ponury trzymał w pysku, i dlaczego oddalił się od swego pana, gdy ten pobiegł do Agrykoli. Od kilku dni Dagobert nie widział swego syna; najprzód więc serdecznie go uściskawszy, zaprowadził potem do pokoju na dole, właśnie pod gabinetem marszałka, bo tam było jego mieszkanie, składające się z dwóch pokojów.
— Jakże się ma twoja żona? — rzekł żołnierz do syna.
— Zdrowa jest, kochany ojcze, zasyła ukłony — odpowiedział kowal.
Spostrzegłszy smutek na twarzy Agrykoli, rzekł Dagbert:
— Jak widzę, zmartwiony jesteś! Czy coś niepomyślnego spotkało cię od czasu, jak nie widzieliśmy się?
— Tak, mój ojcze; widziałem się z nim, mój kochany brat Gabrjel także widział się z mim, i mówił mu, oh! mówił mu, jakto on mówi głosem serca... i tak dobrze ducha w nim ożywił, taką wzbudził w nim nadzieję, iż pan Hardy postanowił powrócić do nas; wtedy ja, nie posiadając się z radości, biegnę z tą nawiną do niektórych mych towarzyszów co na mnie czekali, chcąc się dowiedzieć o skutkach mego widzenia się z panem Hardy; powracam z nimi, aby podziękować mu za jego o nas pamięć. Byliśmy już tylko może o sto kroków od jego mieszkania w domu jezuitów
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/1171
Ta strona została skorygowana.
XIII.
ANONIMY.