wu, aby prześladować i dręczyć tę rodzinę To już nie do wytrzymania... Najprzód pewny jestem, że bezimienne listy, które przez jakiś czas już ustały, znowu się zjawiły
— Cóż to za listy? pierwszy raz o tem słyszę, mój kochany ojcze.
— Wiadomo ci już, jak marszałek Simon nienawidził tego zaprzańca, księdza d‘Aigrigny; kiedy się dowiedział że ten zdrajca tu się znajduje i że prześladuje, ściga dwie biedne siostry, tak samo, jak prześladował ich matkę.. do samej śmierci... i że został księdzem, myślałem, że marszałek wścieknie się ze złości i gniewu... Chciał koniecznie poszukać osobiście tego renegata... jednak udało mi się ułagodzić go.
— Powinienby gardzić tym niegodziwcem.
— A listy bezimienne?
— Jakto? mój ojcze... tego nie rozumiem... Cóż to ma znaczyć?
— Dowiedz się więc o wszystkiem; marszałek, — co tak jest szlachetny i prawy, uspokoiwszy się z pierwszego gwałtownego oburzenia, sam to poznał, ze znieważać renegata od chwili, jak ten nikczemnik przebrał się za księdza, byłoby prawie tem samem, co znieważać kobietę, lub starca; pogardzał więc nim, zapominał o nim, ale cóż, od owego czasu, — prawie codzień przychodziły z poczty bezimienne listy, a w tych listach starano się wszelkiemi sposobami budzić, drażnić gniew marszałka przeciwko renegatowi, — przypominając wszystko zło, jakie ksiądz d’Aigrigny wyrządził jemu lub innym członkom tej rodziny. Nakoniec wyrzucano marszałkowi nikczemność, lękliwość że się nie pomści na tym wrogu, na tym prześladowcy żony i dzieci, który codzień naigrawa się z niego bezczelnie.
— A te listy?... od kogo pochodzą?...
— Nic nie wiem... Zdaje się jednak, że pochodzić muszą od nieprzyjaciół marszałka, a on nie ma innych nieprzyjaciół, prócz jezuitów.
Strona:PL Sue - Żyd wieczny tułacz.djvu/1174
Ta strona została skorygowana.